Po dzisiejszym niezbyt miły telefonie od dalszej krewnej (choć ona jest spowinowacona) zastanawiam się co mi jako "rodzinnemu kronikarzowi" wolno.
Nazwisko nie jest własnością jednej osoby bo... zwyczajnie dotyczy wielu i tych obecnych i tych z przeszłości... więc nie naruszam niczyjej własności...
Staram się nie pisać źle o nikim .. a jeśli poruszam tematy kontrowersyjne cóż.. nie oceniam zachowań przodków bo nie żyłam ich życiem nie wiem jakie decyzje podejmowali. Ale jeśli ich właściwe lub nie decyzje zaważyły na losach historii rodziny to warto pamiętać o tych wydarzeniach... jak o przestroga, wyjaśnienie lub jako anegdotę i tyle...
Są w rodzinie osoby o których trudno napisać dobrze.. np. o Babci mojego ojca... Tekli no jakoś nie znam żadnej historii która nie stawałby jej w swym świetle... więc czekam że może w rodzinnej pamięci ktoś wyszuka jakieś inne wspomnie i poza tymi nieprzychylnymi historiami dla równowagi napiszę coś dobrego... póki co czekam...
Opowieści teraźniejsze stara się napisać tak by osoby o których piszę były trochę incognito. One wiedza że to o nich ale osoby postronne... nie poznają z imienia i nazwiska bohatera...
Nie zawsze to się uda idealnie.
W rodzinach dużych jest pewien problem ... kilka rodzin wywodzi się od wspólnego przodka. I niestety musimy się tym przodkiem dzielić.. Nie można go sobie zabrać na własności schować w mrokach niepamięci.
Nasza rodzinna historia to nasz spuścizna, nasz spadek po tych którzy odeszli... szkoda go stracić dla zasady "nie bo nie".
W rodzinie Ciepielowskich było 14 dzieci (10 udokumentowanych jak na razie) i tylko z dwojga tego rodzeństwa rozwinęły się dalsze gałęzie.. (niezamężne panny, bezdzietne małżeństwa).
Dane starsze niż 100 lat są ogólnie dostępne w archiwach... ochrona danych osobowych nie dotyczy osób zmarłych... I w związku z tym historią Ciepielowskich, de Laurans, Dąbrowskich, Wilczkiewiczów, Szczurów, Dattelbaumów, Januszków, Pejkartów, Jurkiewiczów, Jachów, Wittlingerów, Krajników, Góreckich, Gosów itd. może zająć się każdy kto ma ochotę...
Najśmieszniejsze jest to że z pokolenia mojej prababki poznałam tylko jedną osobę... i o niej wiem najmniej. Mimo że pamiętam jak wyglądała i jak smakował agrest z jej ogrodu... Chciałam wczoraj tylko uzupełnić dane o niej bo zwyczajnie wstyd tak nic nie wiedzieć... a że weszła do rodziny nie chciałam danych innych niż datę i miejsce ślubu (gdzie i kiedy stała się członkiem rodziny) i gdzie i kiedy się urodziła ... Gdyby była wola córki pewnie dowiedziałbym się więcej... ale jest jakaś tajemnica i dowiedziałam się jedynie gdzie się urodziła...
Jedynie to ... szanuję wolę żyjących... Mam nie szukać o jej rodzinie nic. nie będę - zresztą teren obecnej Rosji to zbyt trudne zadanie..
Jednak reszta rodziny jest elementem wspólnym... Jest taka jaka jest. Zdaje sobie sprawę że dla wielu osób świadomość żydowskiego pochodzenia może być problematyczna ale to nie ja kreuje historię.. ja tylko wydobywam z archiwów dokumenty które dokumentują fakty.. . Równie dobrze mogłabym znaleźć grekokatolików, prawosławnych bo Małopolska i Podkarpacie skąd rodzina się wywodzi to był tygiel kulturowy, narodowościowy... A przodków sobie nie wybieramy... i nie ma co tego ukrywać zwłaszcza, że w latach '20 był to fakt ogólnie znany w rodzinie bo nazwisko panieńskie praprababki funkcjonuje w dokumentach jej dzieci... dopiero wojna zmusiła rodzinę do wymazania tego nazwiska... nie ze wstydu ale dla zwykłego bezpieczeństwa... To teraz w ludziach jest jakiś irracjonalne zawstydzenie pochodzeniem żydowskim... Dla mnie jest to powód do dumy i powód by poznać odmienną kulturę, zwyczaje by móc wiedzieć jak wyglądały realia życia moich przodków...
Bo drzewo genealogiczne to tylko szkielet... który ubieram w stroje, zwyczaje, kontekst historyczny... Szkoda że jedna rodzina zostanie tylko szkieletem... bez życia , bez barw...
Ale na szczęście są inne gałęzie rodziny z miłosnymi historiami, zagadkami, z mrocznymi tajemnicami do odkrycia i z wspaniałymi kartami w historii Polski...
Tak to właśnie jest z Rodziną - prędzej czy później dochodzi do takich dylematów, wydaje mi się , że każdy poszukiwacz korzeni przynajmniej raz przeżył to.
OdpowiedzUsuńJa wychodzę za założenia, że moi przodkowie tak samo jak ich ale jeśli ja szukam znajduje cokolwiek o nich jak to ładnie nazwałaś te barwy , kolory z ich życia to mam większe prawo do nich, Ja też mam takie rodziny które pozostają szare i pozostaną, bo najzwyczajniej już do nich nie wracam - idę dalej naprzód to znaczy coraz dalej w las wieków przeszłych. I tego mi nikt nie zabierze a Ci szarzy? no cóż niech tacy będą jak lubią ten kolor. :)
I nie załamywać się iść naprzód. Powodzenia:)
Bo szybkiej konsultacji z Mamą ustaliłyśmy stanowisko podobne do Twojego... nie wiem czego się obawia ta cześć rodziny i co che ukryć... ale wiem że mam też wielkich kibiców... pomimo pierwszych oporów bo trzeba było poruszyć na początku bolesną strunę (świeżą) ale już "przeskoczona" i idziemy dalej a im dalej tym ciekawiej...
OdpowiedzUsuńZachwycona jestem książką "W Ogrodzie Pamięci" bo jakoś tak mam wrażenie że opisywana rodzina jakoś bardzo blisko moich krewnych żyła... i ta książka bardzo dodała mi barw do drzewa... ożyło w XIX wiecznych sukniach, konwenansach czy w Młodopolskich kręgach literackich... Tylko szkoda mi tej Jednej osoby, którą znałam - nazywałam prababcią- i znam jedynie datę jej śmierci... i kilka anegdot.