W zabieganiu codziennym utknęłam... praca, święta, sylwestrowy wyjazd itp. Zupełnie nie miałam głowy do pisania... dziś po przejechaniu 275 km z Jarosławia pod Grójec tez ledwo na oczy patrzę... ale "czytaczom" wypada coś podrzucić...
W Święta człowiek zerkając na dodatkowy talerz na wigilijnym stole silą rzeczy ucieka myślami do tych po których zostaje taki pusty talerz... ze zdziwieniem uświadomiłam sobie że za rodzinę uważam kilka osób które rodzina nie były a jednak były tak ważnymi osobami w życiu moim , moich rodziców i dziadków iż o nich pierwszych pomyślałam.
Wszyscy wiemy że nie więzy krwi ale więzy uczuć są czymś trwałym ... jednak prawo jest prawo i jest bezduszne bo.. chciałabym zająć się odtworzeniem prostej linii pochodzenia najlepszej przyjaciółki Babci ale... nie mam jak interesu prawnego ani żadnego innego w tym by wyciągnąć jej metryki i akty a jej rodzina nie bardzo jest tym zainteresowana (znów wchodzę na grząski temat żydowskiego pochodzenia)... jednak przyjaźń Szani i mojej Babci Gigi jest nieodłączną częścią historii mojej rodziny. Najśmieszniejsze jest to że szukając jakichkolwiek informacji o ojcu Szani trafiłam na wzmiankę iż jako dziecko wraz z bratem i ojcem przebywał w Jaśle w tych samych latach w których w Jaśle przebywali dziadkowie mojej Babci. Dział się to zanim urodziła się moja prababka, ale jej rodzeństwo już po ziemi chodziło, a że Jasło mieścina niewielka a w okolicach 1890 roku raczej większa nie była to sadzę że dziadkowie Gigi i Szani mogli się znać chociaż z widzenia, mogli spotykać się w tym samym sklepie, mijać się na ulicy...
Ta zbieżność czasu i miejsca wcale mnie nie zdziwiła... Szania była "czarownicą" kto wie może już wtedy los splótł ze sobą te dwie rodziny...
A Szania cóż... istota niesamowita. I z racji fizjonomii, intelektu, właściwości lekko nadprzyrodzonych (dodatnia pływalność-budowa ciała powodująca iż osoba z taką cechą unosi się na wodzie jak korek), czasem jasnowidząca, i niezwykle charyzmatyczna...
a o tym jak Szania i moja Babcia ocaliły Gomułkę innym razem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz