Ostatnimi czasami nie mam zbytnio czasu na bloga... na szperanie w metrykach... więc i nie ma sukcesów jakiś wielkich... ale dzieje się w rodzinie. W końcu rodzina to nie tylko przodkowie, to tez nowe pokolenia potomków... i ślub się trafił... i oczekiwanie na kolejnego "Dyliżansa".
W życiu codziennym pomiędzy pracą, domem i rodziną znalazła się chwilka na XI urodziny Genpolu. Niezwykle miło było poznać na żywo szacowne grono genealogów i jakże przykro było się rozstać... bo stanowczo przedkładam rozmowę twarzą w twarz nad nawet najsympatyczniejsze rozmowy online.
W poszukiwaniach mam kilka tropów, kilka śladów... rośnie lista miejscowości, które muszę odwiedzić osobiście a nie tylko wirtualnie przeszukać metryki...
ech... a czas.. jakby sie kurczy...
Stwierdziłam dziś że mój fijoł genealogiczny osiągnął stan maksimum... marzę o emeryturze by móc w spokoju indeksować, jeździć po "moich" parafiach...
Jak mam wolną chwilę to wpadam na minutkę chociaż na cmentarz... zerknąć czy aby ktoś się nie trafi z "moich". Ech... pasja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz