poniedziałek, 25 lutego 2013

o kolejności czyli przodek nie mój...

Podstawowa zasada genealoga- nie ma dróg na skróty.
Wiem wiem znam ją i choćby dlatego  nie  przypisuje sobie  do rodziny braci de Laurans przybyłych do Polski w XVIII wieku. Wszystko wskazuje, że tak , są to moi przodkowie, ale dopóki w papierach się nie potwierdzi nie wykluczam innej opcji.
 Ze strony Ojca tez chwilowo czekam na dokumenty bo coś mi się nie do końca zgadza.
Z poszukiwaniami w męża rodzinie też mogłabym już dojechać do XVIII wieku bo wszystko wskazuje, że  to ta rodzina jednak nie mogę opierać się na domysłach...
Niby taka mądra jestem a jednak chciałam sobie "doszyć" przodka...
Na początku mojej przygody z genealogi dostałam "pakiet startowy" od Teściowej. Znalazła w swoich dokumentach i dokumentach po jej  Mamie kilka aktów stanu cywilnego osób z rodziny. Głownie akty zgonu (kopie brane aby mieć podkładkę w pracy że się było na pogrzebie).  Na ich podstawie  Ustaliłam że prapradziadek męża nazywał się Franciszek Górecki i poślubił Małgorzatę... Wiedziałam że rzecz się działa w Warszawie.
Oczarowana odkryciem Geneteki rzuciła się w wir szukania, zapominając ze może lepiej byłoby po kolei. Wyciągnąć akty urodzenia, ślubu... ale jak tu się oprzeć pokusie? No jak? Na początku jest się rządnym sukcesów i to bardzo. I sukces się pojawił. Wynik wyszukiwania wskazał że w przedziale lat mnie interesujących zawarto w Warszawie w parafii Św. Stanisława na Woli ślub  pomiędzy Franciszkiem Góreckim i Małgorzatą (Stańską). Akt uzyskałam z Archiwum i próbowałam dalej. Mimo że z aktu wynikało że oboje byli  tutejsi to nigdzie po nich śladu nie było.. Porzuciłam ten watek poszukiwań i skupiłam sie na innych licząc ze w Warszawie trafi się w końcu coś o Franciszku Góreckim ...

Były to początki poszukiwań więc było mało aktów, i wydawalo mi się, że ogarniam całość. Do czasu. Kiedy w końcu za sprawą książki  Małgosi  Nowaczyk  postanowiłam założyć karty rodziny... wyszły wtedy białe plamy w wiedzy.. zaczęłam je powoli uzupełniać. Dziś przyszły dwa akty ze Smyczkowej... i ...i w zasadzie wszystko się zgadza ale ... powinnam |szukać Franciszka i Małgorzaty z Kiszelów, nie ze Stańskich.
Szukam więc dalej. Krok po kroczku. Powolutku. Bez pośpiechu. Akt po akcie.
Nie poganiam Henryka Aureliusza- może się objawi w księgach meldunkowych.  Czekam. Może faktycznie Jan Jach prapradziadek męża to ten sam który poślubił Antoninę Utnicka w Petrykozach i będę mogła dopisać do drzewa to co ustaliłam do tej pory ... ale poczekam.
Krok po kroku... wszystko się rozplącze, rozsupła, wyjaśni.

3 komentarze:

  1. "Szukam więc dalej. Krok po kroczku. Powolutku. Bez pośpiechu. Akt po akcie."

    Tak trzeba, klepsydrę zawsze można przestawić, by piasek przesypywał się od nowa. Jak u mnie dzisiaj. Przestawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem tylko szkoda tych "nie naszych" przodków. Zostają tacy porzuceni... Ale skoro raz się wpasowali może z czasem wpasujemy ich raz jeszcze w liniach bocznych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyglądać się im, pozostawić czasowi a być może gdzieś, kiedyś okaże się że nie są tacy nie nasi...

    OdpowiedzUsuń