wtorek, 25 września 2012

czekanie...drugie imie genealogii

ech.. to czekanie. Najpierw trzeba zaczekać na przypływ gotówki żeby móc zapłacić za kopie akt a potem trzeba czekać na  list. Potem  trzeba czekać na tłumaczenie jeśli akt nie jest w języku polskim albo nasza znajomość języka nie pozwala nam na rozszyfrowanie danych ... potem jak już mamy dane czekamy  aż znajdzie się chwila na przejrzenie po raz setny genetyki, wyszukiwarek wszelkich, znajomych stron z metrykami i indeksami a jak nie ma w tych bazach nic z nas interesujących stron to znów przyjdzie czekać aż się pojawi albo nam nadarzy się sposobność udania się do źródeł albo... pojawi się kolejny wątek poszukiwawczy. I tak genealogia na drugie imię ma czekanie. Tu nic nie dzieje się już.. tu wszystko wymaga cierpliwości i trybu myślenia "archiwalnego". WIĘC czekam... dziś na to kiedy się zaksięguje łaskawie przelew na koncie żeby wysłać dowód wpłaty i móc zacząć czekać na list.



wtorek, 18 września 2012

Mormoni

 Mormoni, zgodnie z ze swojimi zasadami  udawadniają swoje pochodzenie i  czczą pamięc zmarłych wymieniajc ich z imienia i nazwiska i w tym celu gromadzą, gromadzą, spisują, indeksują i to co z naszego genealogicznego punktu widzenia jest najważniejsze -UDOSPTĘPNIAJĄ- akta metrykalne z całego świata.
Ich wyszukiwarka  familysearch była przeze mnie wielokrotnie odwiedzana. Kilka informacji u nich znalazłam, kilka potwierdziałam... a że dośc dawno nie zaglądałam to ostatnio mając chwilę wpisałam interesujące mnie nazwisko i ... de Laurans- nic z moich, Wilczkiewicz- nic nowego, Ciepielowski i tu... cóż juz miałam zrezygnować kiedy migneło mi "Disma Ciepielowski".

Ach uwielbiam Mormonów, za uczenie języka angielskiego, za przepastne archiwum w Górach Skalistych i za wyszukiwarkę...
Nareszcie po czterech latach szukania trafiłam na ślad po "moich" Ciepielowskich. Dwa akty urodzenia rodzeństwa prapradziadka. Wreszcie ... Teraz tylko czekanie na przesyłkę z Archiwum Diecezjalnego w Tarnowie. Ech ten dreszczyk niecierpliwosci... ta adrenalinka codzinnie koło południa w godzinach pojawiania się listonosza- ma coś czy nie ma... to otwieranie listu drżącymi rękami... i .... oj  musze jeszcze poczekać. Oby akt był naszpikowany pomocnymi danymi. Niech opływa w detale, dopiski... niech niesie dalej w historię...

piątek, 14 września 2012

genetyczna tęsknota za podkarpaciem

W zeszłym roku po raz pierwszy pojechałam na podkarpacie. Od zawsze chciałam, ciagnęło mnie w tamtą strone ale jakoś tak nie było okazji. Zycie tak się potoczyło że mąż wyjechał na kontrakt do Jarosławia i wreszcie znalazła się sosobność, PO pięciu godzinach w aucie z dwojgiem dzieci w tym trzymiesięcznym oseskiem wjechałam na podkarpacie... urzekło mnie.  Jeżdziłam tam z synami do męża co miesiąc. Zwiedziliśmy Jarosław, Rzeszów- choć  pobieżnie bo pogoda nam niedopisała, zwiedzilismy Przemyśl w którym zakochałam się bez reszty, i pojechalismy dalej, w Bieszczady oddająć im serce i duszę...  w tym roku takk się mi życie układa że nie mogłam ani razu jak dotąd tam pojechać a tęsknie nieomalże fizycznie odczuwając ból rozłąki z tamtym krajobrazem, atmosferą. Tyle miejsc jeszcze chce zobaczyć a najlepiej byłoby tam zamieszkać. Zastanaiam się jednocześnie co we mnie jest takiego że słysząc piosenke KSU "Moje Bieszczady" w radio popłakałam się ze wzruszenia...

I tu dochodzimy do drzewa rodzinnego. Widziałam że Pradziadek urodził sie w Bieczu, że Prababcia w Sanoku ale jak dotąd sądziłam że było to raczej związane z pracą jej ojca, bo każde prawie z 14 rodzeństwa rodziło sie gdzie indziej, niz z faktycznym pochodzeniem... jej bliżej było korzeniami do Krakowa- za którym też przepadam i teraz gdy się tam wybiorę poszukam na Kazimierzu śladów bytności moich przodków bo znam adres pod którym mieszkali.
NIe wiedziałam za to nic prawie o mężu Praprababki.
Ale wczoraj po latach juz bezowocnego szukania czegokolwiek  weszłam na stronę https://familysearch.org/ licząć , że może cś się nowego pojawiło bo dawna tam nie zaglądałam i  ku mojej radości trafiony zatopiony. Jest brat mojego prapradziadka, potem forowicze www.genealodzy.pl namierzyli i siostrę. Radośc wielka i kolejne nazwisko, które dzięki Mormonom znam. Dziwne to nazwisko "Pejkeirt lub Peykart" róznie pisane... obcobrzmiące, jakby z francuska co w mojej rodzinie niczym dziwnym nie jest. Z ciekawości wrzuciłam w mapę nazwisk na www.moikrewni.pl i .... zgadnijcie gdzie mieszka w Polsce najwięcej osóbo tym nazwisku (ledwie pięć) ???
A no w Jarosławiu. Prawda że dziwnie się nam te losy plotą... Tak ... wygląda powoli że ta moja teęsknota za Podkarpaciem jest  genetyczna ... przeżyła obie wojny, pomieszkała w Kazimierzu Dolnym, w Wilkopolsce (Jarocin, Poznań, Gniezno), przenosła się na mazowsze, potem wyskoczyła na Mazury zachodnie, wróciła na mazowsze i ciagle trwa... mimo mieszanek z rodzinami mazowieckimi z dziada pradziada, mimo próby usidlenia na Mazurach. Mimo wielkomiejskich , warszawskich konotacji- TRWA- i nasila się z każdym dniem.... i mam nadzieję że kiedys przestanę tęsknić... siedząc na werandzie drewnianego domu z widokiem na Bieszczady....

poniedziałek, 10 września 2012

Genealogia a historia zwana powrzechną

Byłam zawsze dobra uczennicą. Chętnie się uczyłam , a wiedza miała w zwyczaju sama kłaśc mi sie do głowy. Z historii zawsze miałam same piątki z wyjątkiem jedengo roku gdy trafiłam na początku liceum na nauczycielkę która wymagała znajomości dat (co do dnia) z okresu starożytnosci.
Wrodzone poczucie że wiedza ma byc logiczna i, że nalezy rozumieć dlaczego ta wiedza jest potrzebna nie umiałam uczyc się w systemie zakuć - zaliczyć-zapomnieć a żaden sposób nie mogłam zrozumić dalczego na etapie Liceum mam znac datę urodzenia Pitagorasa co do dnia mimoze data ta jest przeciez i tak wielce orientacyjna bo po drodze zmieniały się kalendarze i zasadniczo data ta poza wiedzą o tym który to był wiek do niczego mi się nie przyda...
Potem naszczęście nauczycielka się zminiła i znów historia była przede wszystkim znajopmością wydarzeń ich przyczyn i skutków, historia wielkich ludzi (nikt nie oczekiwał zebym znała date urodzenia Jana III Sobieskiego, bo od tego jest encyklopedia ale żebym wiedziała kim był, czym zasłynął i kiedy żył (wiek, okres, półwiecze) i jaki wpływ miał na historie Polski i świata.

Niestety historia to tak obszerny dział wiedzy że nie sposób poznac jej całej. Siłą rzeczy zna się tylko wyrywki, fragmenty pozwlający na ogólne spojrzenie na całość losów kraju czy Europy. W szkole nie ma czasu na historię prawa, historię administracji państwowej. Poznaje ja teraz od podszewki.
Odkrywam jak mało wiem a jak duzo wiedziec powinnam. Odkrywam jak zmieniały się zasady pracy urzędów, ucze się o tym jak wyglądało  życie w róznych czasch własnie po to by móc odnaleść kolejne ślady przodków i po to by zrozumieć to co już znalazłam.  Taka wiedza nie wietrzeje wraz z zaliczoną klasówką, nie ucieka gdzies tylko zostaje w głowie. Jednoczesnie uświadamia jak mało wiem o historii. Prowokuje do czytania.

Nie sztuką jest znaleść przodka XY ożenionego z panną AB w roku takim i takim... bo to jest proste. Czym innym jest uświadomienie sobie kim byli. Czym się zajmowali, jaki mieli status. Umiejscowić ich życiorysy w danej rzeczywistości ktoa musze zrozumieć, poznać uswiadomić sobie.

Nekrologi

Nekrologi to czasem skarbnica wiedzy. NIby krótka notka w gazecie o smierci i pogrzebie danej osoby ale zawiera czesto cos więcej.. w naszych poszukiwaniach to coś może zaważyc czy wogóle uda sie nam  ustalić kolejne elementy rodzinnej układanki.
W nekrologu podane jest gdzie  będzie pogrzeb, ktoś się pod nim podpisuje więc czasem zyskujemy imiona wspólmałżonków, dzieci. Ale poza nekrologami są jeszcze wspomnienia publikowane krótko po smierci lub z okazji rocznicy (czasem innej niz śmierć). Tu zazwyczaj mamy więcej informacji, czasem cały życiorys danej ososby...

I tak nekrolog mojeje prababki i wspomnienia o niej może niewiele uzupełniły mi dane o niej bo te znałam od Babci i jej pozostałych córek ale... przyblizyły mi ją jako osobę. Przestała być jedynie kobietą ze zdjęcia stała się Pania Dyretorową, cierpiącą w chorobie ale też osobą wierzącą i przede wszystkim ososbą udzielająca się charytatywnie... czego jej córki mogły nie byc świadome bo choroba zabrała im ją dość szybko.

Prababcia Helena z mężem Stanisławem


Saga Szczurów

Rodzinne historie bywały różne. Częśc się da potwierdzić a cześć to fikcja literacka a raczej głuchy telefon...
Historie rodzinne czsem przybierją formy różne... pamietniki, dzienniki, wywody genealogiczne czy zwykłe historie snute czasem w atmosferze wspominek.. a czasem staja się saga spisaną...  i nasza rodzina taką sage właśnie ma. Spisaną i narysowaną reką mojego sobistego stryja.  Faktograficznie niewiele wnosi ale jest zabawna dokumentacja życia o tyle cenną że zawiierająca zdjęcia i strzępki prawdziwych informacji,  które dla genealoga są, jak złamana gałazka przy ledwo widoicznej ścieżce dla trapaera... , podtrzymują trop. A czasem taki trop prowadzi do wspaniałych odkryć. Jeszcze wszystko przede mną!!!


Poniżej kilka stron z Sagi Szczurów





wtorek, 4 września 2012

Och... przyszły skany

Dziś dostałam kolejną archiwalną przesyłkę. Na szczęście dwa z trzech aktów sa po polsku i wiele wnoszą do historii rodziny ... a kolejny musi poczekac na tłumaczenie.

Ten dreszcz emocji, radości i ciekawości gdy w skrzynce znajduje sie list,  czy to papierowy, czy elektroniczny z Archiwum , USC lub parafii... ech... ta adrenalinka.. to otwieranie dokumntu, czytanie, szuaknie informacji... ech... kilka chwil i wiemy (lub czasem nie wiemy) gdzie szukac dalej...
wolę to od czekolady, od dobrego wina, i od kilku inncyh rzeczy.

Tak , zdecydowanie choroba nasila sie w ostatnich dniach. Tak, genealogia zawładnęła juz mną na amen...
ech .. jak pieknie kaligrafowano w 1848 roku w prafii Rzeczyca, ach jak pieknie...

sobota, 1 września 2012

Funia i jej pogrzeb

Genealogia to nie tylko imię , nazwisko, rodzice, daty urodzenia i śmierci... to historię żywych ludzi.  O tych, którzy odeszli stosunkowo niedawno historie jeszcze trwają w rodzinnej pamięci, ale ci dalsi, odleglejsi zatracili swoje życiorysy w raz z czasem, który dzieli ich od żywych.  Jednak są dokumenty, w których można choć część tych historii odzyskać.  Jenak nie będą to te barwne rodzinne opowiastki tylko suche "administracyjno-sądowe" fakty.

Ale póki co mam kilka historii z rodzinnej pamieci zbiorowej. Opowiadane przez mamę i babacię...

Jedna z takich historii to historia pogrzebu Cioci Funi czyli mojej ciotecznej prababci.  Najstrasza z czternaściorga dzieci, poswięciła własne życie osobiste aby zająć się rodzeństwem, kiedy jej mama nie mogła (zapadła w śpiączkę cukrzycową- na szczeście tylko "chwilowo").
Była fanatsyczną panią domu, świtnie gotowała a jej bratankowie i siostrzeńcy i ich dzieci padali przed nią na kolana usiłując w ten sposób uzuskać szanse na jakieś boskie speciały. 
Ciocia Funia cieszyła się w rodzinie wielkim szacunkiem.
Funia miała pewną zdolność. Zdarzały jej się "prorocze"sny. Jeden z nich dotyczył jej pogrzebu. Przyśniło jej się że zostanie pochowana pod płotem. Pod płotem  chowano osoby ubogie,  samobójców. Bliscy oczywiście gremnialnie oświadczyli że jest to nie możliwe i żeby Ciocia sobie tym głowy nie zaprzatała. Ciocia wiedziała swoje.

I przyszedł czas na Ciocię w pierwszych dniach marca 1965 roku. Musiało to być bardzo mroźne przedwiośnie. Kondukt żałobny wszedł na cmentarz... podążał za księdzem klucząc pomiędzy grobami  i zatrzymał się ... pod murem cmentarnym.  I Ciciocia Funia zoastała pochowana pod płotem.

Okazło się że długa mroźna zima spowodowała, że zabrakło grobów wykoapanych wcześniej i został tylko ten, a innego w zamarźniętej na kość ziemi się nie dało się wykopać.
Rodzina pamietając o proroczym śnie Cioci Funi jak tylko było to możliwe ekshumowała ją i przeniosła w inne bradziej "godne" miejsce. 



Ciocia Funia z jednym ze swoich ciotecznych wnucząt

sukcesy... miód na serce

Genealogia to taka "choroba" która pochłania bez reszty ale wymaga kielku cech. Po pierwsze należy być cierpliwym. Tu nic nie dzieje się już. Dotyczy poszukiwania osób  którzy po tamtej stronie życia stapają od 50, 100 czy więcej lat. Dokumenty potwierdzające ich istnienie tkwią zakurzone w archiwach... a w archiwach tryb administracyjny nie istnieje.. jest tryb archiwalny. Powolny w swej skrupulatności.

Jednak w archiwach pracują ludzie. Zdarzają się tu  pasjonaci tacy jak my - genealodzy. Chętni pomóc. Chętni znaleśc to co na pierwszy rzut oka nie istnieje lub znaleść sie nie mogło przez 4 lata.

W tym tygodniu właśnie za sprawą takiego "dobrego" ducha wynalezionego na forum www.genealodzy.pl udało się mi odnaleść akt urodzenia (a właściwie chrztu) mojego dziadka. WIedziałam że urodzony był w 1906 roku. Znałam datę, imiona rodziców ale nic nie mogłam wskurać. Moje wcześniejsze podania i wnioski do archwiwów w któych być mógł ten akt pozostwałay bez odpowiedzi.  A poszukiwania  do przodu doprowadziały mnie tylko do pewnego momentu i ... stoję. Brakuje mi dwóch pokoleń.
A tu p. Michał pisze że znalazł ale nie w roczniku 1906 a 1921. Bo mój dziadek został ochrzczony mając lat 15 ... jak ja miałam biedactwo sama to ustalić? NIe miałam szans poza zbiegiem okoliczności jedynie.

Teraz cierpliwie czekam na kopię aktu. Teraz już archiwum załatwi to bo znam dokładny nr aktu. Ale to potrwa jeszcze troszkę....

za to przychodzą akta z innych archiwów. Codzinnie wygldam listonosza. Codzinnie czekam na kolejny element rodzinnej układanaki.