wtorek, 19 lutego 2013

Pamięć... w koglu-moglu

Dalej spisuje dane z nagrobków z cmentarza w Łukcie. Powoli pojawiają się nazwiska osób znanych mi kiedyś... Dziś dojechałam do pochówków z 1995 roku.  Grób Franka,  człowieka, który  był częstym gościem swego czasu w moim domu rodzinnym.  Rodzice kolegowali się (to chyba trochę za duże słowo ale innego nie bardzo mogę się doszukać) z nim i jego rodziną. Mój ojciec był ojcem chrzestnym ich syna- mojego rówieśnika.  Uważano na wsi, że dziecko przyjmuje cechy po chrzestnych, a mój ojciec "warszawiak" zaradny, gospodarz, "mechanizator i postępowiec" (pierwszy traktor we wsi i pierwsza toaleta w domu we wsi) i co najważniejsze w tamtejszych standardach- nie pijący!!! I chyba coś jest w tej ludowej prawdzie... bo chrześniak ojca jest bardzo zaradnym  gospodarzem mimo przeciwności losu i faktycznie alkohol  go nie ciągnie.
Dziwne co pamiętamy o ludziach. Co widzimy jako dzieci. Pana Franka twarz pamiętam mgliście... ale pamiętam olbrzymie  dłonie- jak bochny chleba (dosłownie).  Pamiętam jakieś wieczorne siedzenie w naszej kuchni. Chciałam kogel- mogel. Kubek z żółtkami z cukrem i łyżeczka od herbaty przechodził z rąk do rąk i każdy po kolei chwilę kręcił... kubek dotarł do Franka. Pamiętam te olbrzymie dłonie usiłujące złapać tę  dla niego mikroskopijną łyżeczkę... zakręcił trzy razy i było gotowe...

Pamiętam  zbieranie porzeczek. Mamy w ogrodzie kilkanaście krzewów czarnej- porzeczki. Wyjątkowa stara odmiana bardzo plenna, nie chorująca, zawsze jest ich za dużo. Franek z żoną przyjechali zebrać trochę dla siebie. Rozłożyli płachtę pod krzewem postukali w gałęzie i już... po zbieraniu.

Pamiętam wspólne robienie kiełbasy. Wcześniej musiało być świniobicie, ale to nie u nas. U nas na strychu była wędzarnia. Na stole w kuchni  były przygotowywane kiełbasy. Stała wielka (może zwyczajna ale w moje pamięci jest wielka) maszynka do mielenia mięsa z nadziewarką... Samej procedury robienia nie pamiętam, ale pamiętam że dano nam dzieciom (mi, synowi Franka oraz moim kuzynom) zrobić dziecięce kiełbaski. Były mniejsze i nie były w długim pęcie tylko po dwie tak więc zawisły najwyżej  na samym drągu do zawieszenia...  Towarzystwo  dorosłych  pilnowało wędzenia a my dzieciarnia poszliśmy spać.
Mi wydaje się że Mama mnie obudziła ale może to było rano... Niestety za mocny ogień spalił całe wędzenie.. zostały tylko te nasze dziecięce kiełbaski. Nie miałam świadomości jak wielka to była strata.. byłam dumna że zrobiliśmy takie fantastyczne kiełbaski że tylko one przetrwały... smakowały bosko!!! Bo rodzice uznali dziecięce prawo własności do tych "niedobitków".

Pamiętam dlaczego pan Franek umarł... Przed Wielkanocą sadził ziemniaki i zasłabł na polu. Mieszkająca niedaleko pielęgniarka szybko rozpoznała stan przedzawałowy i kazała mu jechać do szpitala. Powiedział że na Wielkanoc do szpitala się nie położy. Zmarł w Niedzielę Palmową. Pamiętam pogrzeb. Całą klasa poszliśmy najpierw do domu .. w końcu kolegą z klasy stracił ojca.  Pamiętam histerię nad grobem jednej z jego 6 córek... i  tę powagę jego wtedy 13 letniego syna. Syna wyczekanego i ukochanego. Spadła na jego barki odpowiedzialność za Matkę, gospodarstwo, siostry.... podołał. Zawsze byłam pełna podziwu dla jego siły ducha. Rywalizowaliśmy w szkole podstawowej ze sobą. Zawsze we dwoje byliśmy najlepsi. Nawet kiedy poszliśmy do szkół średnich On do technikum ja do liceum to i tak potrafił co semestr podpytać jaką mam średnią... niestety nie mamy kontaktu ... szkoda.

Wracam do spisywania... obawiam się że teraz będzie coraz więcej takich dygresji... coraz więcej nazwisk na cmentarzu które nie są anonimowe... wrosłam trochę w te tereny... tak zapuściłam korzonki... wspomnień.

2 komentarze:

  1. Przyznam, się ze lubię chodzić po naszym cmentarzu. A tam jak piszesz wiele grobów i nazwisk nie jest nam obojętna koleżanki, rodzina. Tam odnajduję spokój może przez "powroty w czasy niewinne" i pełne tych których już brak. Powracają na tę małą chwilę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja uwielbiam cmentarze w ogóle... mogę chodzić po nich godzinami mamrocząc pod nosem nazwiska odczytane na nagrobkach, zaglądając w oczy osób na porcelankach... Zachwycam się czasem pięknem nagrobków i to nie tylko tych ze starych cmentarzy, choć na nowych tych ładnych jest stosunkowo mało.
    Ale tam gdzie są znajome osoby powracają przebłyski pamięci. Czasem nie pamiętamy twarzy ale np zapach, nastrój, lub kolor... a czasem gołoledź.

    OdpowiedzUsuń