poniedziałek, 11 marca 2013

Narodziny....

Zbliżają się moje urodziny, w styczniu i lutym  są urodziny moich dzieci i tak utknęłam w urodzinowych przemyśleniach.

Szpitalne doświadczenia moje i mojej Mamy nie należą do super wspaniałych... ja urodzić się nie chciałam. Nic dziwnego. Szary rok 1982... nie było do czego sie spieszyć. Mamę przetrzymywali na łóżku porodowym pod kroplówka na wywołanie kilka godzin "frontem" do otwartych drzwi za którymi przechadzali sie Panowie w oczekiwaniu na wiadomość co im się urodziło. W końcu skończyło się cesarką.
Mój brat rodził się w bardziej dramatycznych okolicznościach osiem lat później.
Mam trafiła w siódmym miesiącu ciąży do szpitala z powodu za wysokiego ciśnienia. Leżała  kilka dni, odeszły jej zielone wody płodowe a w szpitalu w którym leżała bano się zrobić jej cesarkę z uwagi na trepanacje czaszki sprzed ośmiu lat... zdecydowali się że przewiozą ja do szpitala wojewódzkiego oddalonego o 50 km. I przewieźli rozklekotana nyską. Ostatnie co Mama zapamiętała przed zaśnięciem do operacji to wycelowany w nią palec lekarki  i słowa "niech Pani nie liczy na dziecko". Kiedy się obudziła długo nie wiedziała nic... na szczęście mój brat okazał się silniejszy niż się wydawało lekarzom i mimo urodzenia się z 1 punktem skali Appgar ma się dziś świetnie.

Kiedy ja się rodziłam w marcu 1982 roku było na dworze gorąco. Mimo to ogrzewanie na full a grzejników szpitalnych nie dało się przykręcić... mama zajmowała się więc chodzeniem pod prysznic .. bo kiedy wracała była tak spocona że mogła iść brać kolejny.
Za to pięć lat wcześniej  o tej samej porze (między urodzinami moimi a męża są cztery dni), była taka zima że karetka wezwana do Teściowej utknęła w zaspie i załoga pojawiła się po wszystkim na miejscu.
Zabawnie było jak przed ślubem (w tej samej gminie co urodzenie męża) mąż chciał sie upewnić odnośnie dokumentów potrzebnych do ślubu.
Pani Urzędnik informowała męża telefonicznie o potrzebnych dokumentach:
- Dowody ososbiste, akt urodzenia narzeczonej, akt urodzenia pana.
- To ja nie muszę.
-Nie, no musi Pan.
- No nie muszę bo jest u Państwa.
- A który rocznik?
-mąż podał- No musi pan bo porodówkę zamknęli rok wcześniej w gminie.
-Nie muszę- upierał sie mąż.
- nazwisko..- mąż podał - no tak. Nie musi Pan.

Z narodzinami mojego ojca też wiąże się ciekawa historia...
Rodzina Taty mieszkała wtedy na Chełmskiej. Czerniakowską chyba jeszcze jeździły tramwaje.
Babcia poczuła że się zaczęło. Był to jej siódmy poród czyli doskonale wiedziała co i jak. Udała się chyba na Solec do szpitala. Już w tramwaju poczuła że ... między nogami już jest nóżka dziecka. W szpitalu okazało się że jest remont więc Babcia wsiadła w kolejny tramwaj i pojechała do szpitala Dzieciątka Jezus, trzymając mojego tatę za nóżkę. Tam na dyżurze był młody lekarz na stażu chyba. Jak zobaczył że poród pośladkowy. To w panice pognał do telefonu zadzwonić do profesora żeby się skonsultować. Jak wrócił Babcia zapytała czy pępowinę będzie łaskaw przeciąć  czy też sama się ma obsłużyć.

Z kolei narodziny mojej Mamy nie były moze tak spektakularne ale...
Babcia wymyśliła sobie najmniejszą wadę jaką może mieć dziecko- dodatkowy palec- uznała że taka wada jest dopuszczalna i prawdopodobna. Kiedy urodziła pierwszego syna  rozwinęła podane jej zawiniątko i przeliczyła paluszki u stóp i rak. Zgadzało się... Kolejny syn, znów przeliczanie... zgadza się.
Urodziła się moja Mama. Babcia pyta się pielęgniarki która przyniosła jej dziecko o to ile jest paluszków... pielęgniarka odburknęła że jasne że tyle ile trzeba i o co pani chodzi. Babcia na słowo nie uwierzyła. Rozpakowała zawiniątko. Liczy paluszki u rak: jeden, dwa... dziesięć, bierze stópkę liczy....: jeden, dwa, trzy , cztery, pięć, sześć... ? jeszcze raz... sześć! Tak moja mama urodziła się z dodatkowym palcem u stopy. A dwa miała zrośnięte. Przeszła zabieg usunięcia dodatkowego paluszka i rozdzielenia tych zrośniętych ale widać zabieg zrobiono za wcześnie i paluszki zrosły się ponownie... w niczym to nie przeszkadzało poza czasami gdy z Kanady od ciotki dostały z siostrą skarpetki z palcami... wtedy niestety zrośnięte palce były problemem.
Najmłodsza siostra Mamy  nie miała dodatkowego palca za to ma oczy rożnych kolorów...  Tak więc dwaj bracia bez skazy maja siostry z felerami.


Narodziny.. najbardziej oczywista rzecz na świecie... choć doskonale wiem że kiedyś była ogromnym ryzykiem. Praprababcia  bała się porodów okropnie a urodziła 14 dzieci. Jak na razie nie mam w swym drzewie śladów po tragicznych porodach... na szczęście... ale wiem że gdyby nie współczesna medycyna mogłoby nie być i mnie, i mojego brata, czy mojego starszego syna bo poród mimo że z szczęśliwym zakończeniem ale łatwy nie był...
Każdego dnia rano budzę się i patrzę na zdjęcia z pierwszego dnia życia moich synów ... słucham jak się budzą... i dziękuje wszystkim kobietom z mojej rodziny za to że podołały ... że urodziły i wychowały kolejne pokolenie.. dzięki nim ja dziś mogę cieszyć się widokiem moich dzieci...

1 komentarz:

  1. Chwała naszym Mamom, Babciom, Prababciom i dalej, że były przed nami byśmy dzisiaj my stały się podwalinami dalej tego drzewa...

    OdpowiedzUsuń